Henryk ucałował młodzieńca zdumionego tym zaszczytem.
— Pozostaw to mnie — rzekł Król, chcę ci dowieść, że podzielając mój los niepomyślny, nabyłeś prawa, być uczestnikiem w szczęściu.
— A ja, dodał Konetabl, ja, który winien mu jestem w części moją wolność jakiej używam, obiecuję mu moją pomoc, jeżeli éj kiedy potrzebować będzie, wszędzie przeciwko komukolwiek, i dla kogokolwiek.
— Oh panowie, panowie! zawołał Mauléon przepełniacie mię radością i dumą. Dwaj możni Książęta takie mi czynią zaszczyty!... Ależ Książę! ty mi Boga pokazujesz na téj ziemi, otwierasz mi Niebo.
— Wart jesteś tego Mauléonie, rzekł Konetabl, czy potrzebujesz piéniędzy?
— Nie, mój panie, nie.
— Jednak któż wie; zamiar jaki przedsiębierzesz może będzie cię kosztował zachodów i piéniędzy:
— M. Książę, Konetablu, odpowiedział Mauléon, przypominasz sobie, że już raz zabrałem szkatułę tego rozbójnika Caverleya, był w niéj skarb Królewski to przecież nie mało, a jednak straciłem ją bez żalu. Od czasu jak jestem w Francyi, otrzymałem od Króla sto liwrów, te mi wystarczą.
— Co to za ładne słowa! szepnął Musaron w kącie ze łzami w oczach.
Król to usłyszał.
Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/861
Ta strona została przepisana.