mentach skalistych jak olbrzym z granitu wznoszący głowę w obłoki, a nogi kąpiący w Tagu, skoro rozpoznał przy świetle odblasku księżyca, drogę zarosłą krzakami, owe załamki poprzerzynane ukośnie, tak, iż na dwadzieścia kroków nic dojrzéć nie można, a zaś przeciwnie, z góry najmniejsza straż mogła wszystko widziéć, Musaron rzekł swemu panu:
— To prawdziwe gniazdo jastrzębia; jeżeli gołąb w nim jest zamknięty, nigdy nie będzie można go dostać.
Istotnie, Montiel tylko głodem możnaby zwyciężyć, a dwom ludziom niepodobna było tego dokonać.
— Oto chciałbym wiedziéć, rzekł Agenor, czy Mothril mieszka w téj jamie z Aissą, jak ją uważają nasi nieprzyjaciele, a jedném słowem, jak sobie teraz postępuje don Pedro.
— Cierpliwości mój panie, a o wszystkiém się dowiemy, rzekł Musaron, tylko że dłużéj jak cztéry dni nie możemy czekać cierpliwie. Pomyśl pan o tém.
— Będę czekał dopóki nie ujrzę Aissy lub kogokolwiek co mi o niéj powié.
— To trzeba się wybrać na polowanie, tylko dobrze się pan namyśl, albowiem jak będziemy polować, to z tego zamku Mothril, albo jaki Hafiz wypuści na nas strzałę lub iglicę i przygwoździ jak żabę. Przypatrz się pan tylko... to miejsce jest dobrze wybrane.
— Prawda.
Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/865
Ta strona została przepisana.