Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/871

Ta strona została przepisana.

snął, i że w czasie jego snu, jakby jaki jeździec pojechał do zamku, czego jednak nie mógł widzieć Musaron.
— Trzebaż bydź tak nieszczęśliwym! zawołał germek.
— Nie rozpaczaj, to nie mógł bydź Król; znają go ludzie w mieście; przytém nie jechałby sam, jego orszak byłby cię przebudził; nie; to nie Król; on nie przybędzie do Montiel. W miejsce tracenia czasu, ruszajmy prosto do Tolledy.
— Masz słuszność, mój panie, nie możemy tu na nic dobrego oczekiwać, chyba usłyszeć tylko głos Aissy: było by to bardzo przyjemnie, ale głos ptaka, jeszcze nie jest samym ptakiem, jak mówią w Béarn.
— Spiesznie do dzieła, zabierz zaprzęgi, konie, wyjeżdżajmy ztąd. Daléj w drogę Musaronie.
— To mi nie zajmie długiego czasu; nie uwierzysz pan jak mi nudno w téj jaskini.
— Pójdź, rzekł Agenor.
W téj saméj chwili kiedy się podnosił, rzekł Musaron.
— Cicho!
— Cóż tam.
— Cicho! mówię panu, słyszę chód.
Agenor wrócił do jamy a Musaron tak był niepokojony; tém co słyszał, iż śmiał pociągnąć swego pana za rękę.
Istotnie, na drodze prowadzącéj do zamku, można było chód słyszéć.