Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/874

Ta strona została przepisana.

Caverley, bo to istotnie był on, tak dalej mówił:
— Don Pedro opuścił Tolledę, znajduje się w tym zamku; odważny to człowiek, a przy ostrożności sam odbył całą drogę: prawda że sam jeden człowiek nigdy nie jest dostrzeżony...
— Nie, rzekł Lesby, on jest ujęty.
— Ah! nie można przewidziéć wszystko, odparł Caverley, teraz dokończmy nasze przedsięwzięcie: ty, Lesby, złączysz się z Philiphsem który trzyma konie, Becker zostaniesz ze mną. Król nie wyjdzie z zamku późniéj jak jutro, ponieważ jest oczekiwany w Tolodzie: my o tém wiemy.
— Potém? rzekł Becker.
— Jak przejedzie, będziemy czatować, trzeba niedowierzać jednéj rzeczy...
— Jakiej?
— Czy nie dał czasem rozkazu jeźdcom Toledańskim wyjść na przeciw niemu... musiémy więc sami wszystko tu załatwić... Lesby, ty co jestes przebiegły, umiész polować na lisa, znajdź, nam jaką dobrą jamę w tych skałach, to się w nią schowamy.
— Kapitanie, słyszę szmer wody... to musi bydź jakieś źródło, strumyki zwykle wyrabiają sobie łożyska w skałach, a więc musi być w téj stronie jakaś jaskinia.
— Jesteśmy zgubieni, oni przyjdą tutaj, odpowiedział Musaron, któremu Agenor przycisnął dłoń na usta.