— Do djabła, więc plan mój znasz?
— Jak i ty.
— Cóż więc chcesz robić ze mną i moim towarzyszem Beckerem?
— Nic nadzwyczajnego, jesteśmy w służbie don Pedra, wydamy więc cię don Pedrowi, i opowiemy to co względem niego zamyślasz.
— To nielitościwie, odparł Caverléy, który jeszcze bardziéj zbladł w ciemnościach. Don Pedro jest okrutnik, każę mi cierpiéć tysiąc męczarni. Zabij mnie więc od razu, dobrym pchnięciem w serce.
— My nie zabijamy, odparł Mauléon.
— Ale don Pedro mnie zabije.
I długie milczenie jego zwycięzców dało poznać Caverleyowi, że ich przekonał, ponieważ nic mu nie mieli do odpowiedzi.
Agenor się namyślał.
Niespodziewana obecność Caverleya przypomniała mu obecność don Pedry w Montiel. Był to człowiek, co jak pies połowy zwietrzą niechybnym węchem zdobycz swemu panu. Przysługa jaką uczynił Mauléonowi, wydawała mu się dosyć zasługującą na łaskawość, przytém jego nieprzyjaciel był pozbawiony oręża, i nie mógł mu szkodzić.
Uwagi te czynił Musaron z swéj strony, bowiem tak nawykł do jednomyślności swego pana, że w dwóch ich umysłach zradzały się jednocześnie jednakie natchnienia.
Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/879
Ta strona została przepisana.