Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/880

Ta strona została przepisana.

Lecz téj spokojności Caverléy użył tylko jako człowiek przebiegły i zręczny.
Namyślił się, iż od początku owéj nieprzyjemnéj rozmowy jaką wszczął z nieznajomymi, dwa glosy tylko mówiły; chodząc po omacku i wykręcając się, przekona, się, że jaskinia była ciasną i nie wystarczającą więcéj jak na cztérech ludzi.
Prócz oręża, strony były więc sobie równe.
Lecz aby miéć ten oręż, trzebaby pracować rękami, a ręce były przywiązane.
Owa ponura opatrzność, która proteguje występców, i która jest tylko słabą stroną wspaniałych ludzi, owa opatrzność mówiémy, przyszła na pomoc Caverléyowi.
— Ten Caverléy, rzekł do siebie Agenor będzie mi wiele na przeszkodzie. Na moim miejscu pozbyłby się trudów jednym pchnięciem sztyletu, i moje ciało rzuciłby w Tag, są to środki jakich ja nie chcę używać. Będzie mi na przeszkodzie, powiadam, gdy będę chciał z tąd odejść, a nawet chciałbym to zaraz uczynić, jak tylko otrzymam pewną wiadomość o Aissie i don Pedrze.
Po takim rozmyśleniu, Mauléon jako czynny człowiek, schwycił Caverleya za ramię i wziął się do odwiązywania go, mówiąc:
— Mości Caverléy, niechcący wyświadczyłeś mi przysługę, wszakże tak, don Pedro zabił by cię, ale