Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/883

Ta strona została przepisana.

— Sto ludzi nie poradzi nam w téj jamie, możemy w niéj spać na przemiany, odparł Mauléom, i oczekiwać wiadomości od mojéj drogiéj kochanki, kiedy niebo dało nam już wiadomości o don Pedrze.
— Panie, już teraz o niczém nie powątpięwam, a nawet gdyby mi ktoś rzekł: „Aissa przyjdzie odwiedzić pana w tém gnieździe dla wężów“ uwierzę temu i odpowiem:
„Dziękuje ci za tę wiadomość, zuchu.“
W téj chwili mały szelest w oddaleniu, lecz stopniowo wzmagający się, doszedł do wyćwiczonego ucha Musarona.
— Doprawdy, miałeś pan słuszność, rzeki, to Caverléy pędzi cwałem. Przysięgam, słyszę cztéry konie. Złączył się z swojemi Anglikami, i wszyscy uciekają od szubienicy jaką ich obiecałeś utraktować... Przynajmniéj żeby tu nie przyszli, zawsze jednak... Ale nic, szelest oddala się, ucisza... Dobréj podróży, żegnam cię dowódzco czartów... do zobaczenia się!
— Eh Musaronie! nagle zawołał Agenor, niemam mojego miecza.
— Dudek ją porwał, szkoda tak dobréj sieczy!... rzekł Musaron.
— Na głowni było wyryte imię moje. Ach Musaronie, pozna mię rozbójnik!
— Ale nie przed wieczorem... a wieczór, wierzaj mi będzie ztąd bardzo daleko. Przeklęty Caverléy musi zawsze cóś ukraść.