Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/889

Ta strona została przepisana.

nasi dwaj przyjaciele usłyszeli prędką rozmowę dwóch znanych już głosów.
Mothril i Hafiz kłócili się schodząc z pokładu zamkowego ku drożynie dotykającej bramy.
— Panie, mówił Hafiz. kazałeś mnie zamknąć przed Królem, a obiecałeś przedstawić mnie don Pedrze, i dać mi dużo piéniędzy; nudzę się przy téj młodéj dziewicy, do któréj zmuszasz mnie abym ją pilnował; chcę bić się wraz z mojémi rodakami, którzy powracają z kraju, i płyną w téj chwili po Tagu na okrętach z białemi żaglami. Zapłać mi więc, mój panie, a ja pójdę wraz z Królem.
— Chcesz mnie opuścić, mój synu? rzekł Mothril, czy jestem dla ciebie złym panem.
— Nie, ale ja już wcale nie chcę miéć pana.
— Mogę cię zatrzymać, rzekł Mothril, ponieważ cię kocham.
— Ale ja ciebie nie kocham. Kazałeś mi spełniać niecne czyny, które rodzą w moim śnie przestraszające marzenia: jestem za młody abym tak postępował. Zapłać mi, i daj wolność, albo znajdę takiego co mu wszystko opowiem.
— Masz słuszność, odpowiedział Mothril, powracaj do zamku, zapłacę ci natychmiast.
Kiedy schodzili, Hafiz był w tyle, a Mothril na przodzie. Droga była tak wązka, że aby się zwrócić, Hafiz zostałby na przedzie, a Mothril w tyle.
Puszczyk zaczął jęczeć w rozpadlinach kamieni,