Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/890

Ta strona została przepisana.

a fioletowa odcień zaciemniła purpurowy odblask na wybrzeżach przezroczystego jeziora.
Nagle krzyk okropny, połączony z strasznémi bluźnierstwami, przeszyły powietrze, i coś ciężkiego i zakrwawionego, rozpłaszczyło się przed jaskinią, w któréj nasi dwaj przyjaciele słuchali z uwagą.
— Na krzyk żałosny odpowiedzieli krzykiem przestrachu.
Spłoszone nocne ptaki wylatywały z wnętrza rozpadlin, a owady uciekały z jam jakby szalone.
Wkrótce struga krwista zaczerwieniła wodę.
Agenor blady i drżący wysadził głowę z swojéj kryjówki, a zsiniała twarz Musarona ukazała się przy niéj.
— Hafiz! wykrzyknęli obadwa, widząc o trzy kroki bezwładnego trupa w ubiorze jego towarzysza Gildaza.
— Biédne dziécię! rzekł cicho Musaron, wychodząc z jamy, na pomoc, jeżeli czas jeszcze.
Lecz już śmiertelne cienie oblekały tę twarz bronzowaną, oczy na wpół otwarte zamglały, a ciężki oddech zmieszany z pianą krwistą z trudnością wydostawał się z rozgniecionych piersi Maura.
Poznał Musarona i Agenora, lecz pod wpływem zabobonu, jego rysy cechowały przestrach.
Zapewne nikczemnikowi zdawało się, iż widzi cienie mszczące się.