Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/895

Ta strona została przepisana.

— I cóż! — zapytał Konetabl — Mothril nie pojechał z don Pedrem?
— Czeka na przybycie Saracenów.
— Posłać stu ludzi i zabrać naprzód tego tam z Montiel — rzekł Bertrand — Agenor będzie dowodził wyprawą; a że jak wnoszę, nie ma ważnych przyczyn cierpiéć Mothrila, każę wystawić wysoką szubienicę nad brzegiem Tagu, i powiesić na niéj Saracena zabójcę, zdrajcę...
— Panie, panie, — odrzekł Agenor — byłeś tyle łaskaw iż obiecałeś mi przyjaźń i pomoc swoją. Nie odmawiaj więc dzisiaj, i dozwól, proszę cię, aby Saracen Mothril żył spokojnie i bez obawy w swoim zamku Montiel.
— Dla czego? trzeba zniszczyć to gniazdo.
— Panie Konetablu, jest to jama którą znam i która późniéj przekona cię o swojéj użyteczności. Pan wiész, że gdy chce się złapać lisa, przechodzi się niby nie widząc jego kryjówki, inaczéj wyjdzie z niéj i więcéj nie powróci.
— Cóż więcéj, rycerzu?
— Pozwól myśléć Mothrilowi i don Pedrowi, że są w zapomnieniu i nietykalni w swoim zamku; któż wié, czy ich przecie nie zabierzemy jednym rzutem siatki?
— Agenorze, rzekł Król, to nie ta tylko jest twoja przyczyna?
— Nie, Królu, jeszcze nigdy nie skłamałem, nie to