— Jeszcze raz Bertrandzie, oddaję w twoje ręce pieczę o moim królestwie, ty to będziesz dowodził, ty możesz bydź szczęśliwym jak w Navarecie, nie potrzebujcie być, ani więcéj odważnym, ani zręcznym: bo jako chrześcijanin, wiész o tém: że co Bóg raz nie dozwoli, drugi raz może na to dozwolić.
— Więc ja dowodzę! wykrzyknął Konetabl z pośpiechem.
— Jak sam król, ja, jestem tylko twoim piérwszym, albo ostatnim porucznikiem.
— Król mi to mówisz co J. K Mość Karol V, mój mądry i zacny monarcha rzekł mi w Paryżu, oddając miecz Konetabla?
— Cóż on ci powiedział, mój waleczny Bertrandzie?
— Królu, powiedział mi: „Karność jest źle zachowywaną w moich wojskach, one niszczeją z przyczyny braku podległości i wymiaru sprawiedliwości. Są książęta którzy wstydzą się posłuszeństwa pospolitemu rycerzowi, a nigdy jeszcze nie była wygraną bitwa bez ogólnéj zgody i woli jednego. Ty więc Bertrandzie będziesz dowódzcą, a ktokolwiek stanie się nieposłuszny, choćby nim był mój rodzony brat, zostanie poniżony lub stracony.
Słowa te wyrzeczone w przytomności całej rady, wetknęły delikatnie nieszczęście Navaretty, lub nierozważność don Telleza i don Sancha, braci królewskich, jakie sprawiło upadek w wielkiéj części armii.
Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/914
Ta strona została przepisana.