Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/923

Ta strona została przepisana.

krwawionych ostrogach, poznał go po chciwości z jaka patrzał z daleka na wieżę zamkową. Agenor czulił wzrokiem naokoło siebie, aby widziéć, czyby jaki zbrojny korpus nie mógł mu dopomódz gonić za tym kosztownym zbiegiem, zmusić do odwrotu jego cztérysta jezdców.
Widział tylko Bégue de Villainesa z tysiącem stu jezdców, którzy zdyszani, zabierali się do wypoczynku, w miejsce czynienia jak inni ogólnéj pogoni.
Bertrand był za daleko aby ścigać zbiegów i odnieść zwycięztwo na wszystkich punktach.
— Panie, rzekł Agenor do Bégue, przychodź mi prędko na pomoc, jeżeli chcesz wziąść króla don Pedrę, gdyż to on kryje się tam daléj ku zamkowi.
— Czyś pan tego pewny? zawołał Bégue.
— Jak mego życia! odpowiedział Mauléon, poznaję człowieka, który dowodzi temi jezdzcami, to jest niewątpliwie Caverley: on to prowadzi króla żeby go późniéj ująć na swoją korzyść; to jego rzemiosło...
— Masz słuszność, zawołał Bégue, szkoda żeby Anglik miał tak dobrą gratkę, kiedy jest nas tylu walecznych włóczników francuzkich.
Odwrócił się do swoich i rzekł:
— Wszyscy na koń! i niech dziesięciu ludzi jedzie zawiadomić pana Konetabla, że udajemy się do Montiel szukać zwyciężonego króla.