Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/924

Ta strona została przepisana.

Bretonczykowie pędzili z taką zaciętością, że dogonili jezdców odprowadzających don Pedry.
Natychmiast dowódzca angielski rozłączył swój oddział na dwie hordy; jedna szła za tym, którego uważano za króla, druga stanęła śmiało naprzeciw Bretończyków.
— Nacierajcie! nacierajcie! wołał Agenor, om chcą tylko zyskać na czasie, żeby król wszedł do Montiel.
Na nieszczęście przed Bretonczykami był wąwóz, mogli tylko iść po sześciu w rzędzie.
— Straciémy go, wymykają się nam! wołał Mauléon. Bretończykowie odwagi, odwagi!
— Tak, my ci się wymkniemy, djable przeklęty! zawył rycerz angielski, wódz tego konwoju, zresztą jeżeli nas chcesz, to pójdź!
Mówił to w tém zaufaniu, ponieważ Agenor przez swoją czynność i zazdrość wyprzedzi! swoich towarzyszy i zdawał się bydź prawie sam na przodzie dwustu włóczników angielskich.
Nieustraszony młodzieniec ani zachwiał się przed tym zgubném niebezpieczeństwem, i jeszcze bardziéj zatapiał ostrogi w bok swego pieniącega się konia.
Caverlej bił się odważnie; a jego wrodzona okrutność radowała się ze zwycięztwa, które zdawało się nieochybne.