Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/934

Ta strona została przepisana.

— Dla czego obcięlibyście wychodzić? aby się ocalić! przecież za dziesięć dni darujemy wam życie.
— Zgoda. Nie mam nic więcéj do powiedzenia, odparł oficer, mam więc wasze słowo?
— Czy mogę go dać, królu? zapytał Bertrand Henryka.
— Daj Konetablu.
— Daję, rzekł Duguesclin, dziesięć dni zawieszenia broni i daruję życie całéj załodze.
— Całej?...
— Ma się rozumieć, zawołał Mauléon; żeby nie było wymówek, ponieważ sam oznajmiasz, że don Pedry nie ma w fortecy.
Te słowa wymknęły się młodzieńcowi, mimo szacunku jaki winien miéć dla swoich dwóch wodzów, i bardzo był z nich uradowany, gdyż bladość widoczna przeszła jak chmura po twarzy don Rodriga de Santarias.
Skłonił się i odszedł.
Gdy się tenże oddalił:
— Jesteś o tem przekonany? spytał król, uparty młodzieńcze, biédny kochanku...
— Tak, królu, przekonany, że don Pedro jest w Montiel, i że go miéć będziesz w swoich rękach w ośmiu dniach.
— Ah! zawołał don Henryk, otóż to co się nazywa upartość.