Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/943

Ta strona została przepisana.

kłótniami, w miejsce gorliwego zajęcia się sprawą religii.
Mothril z ponurem niedowierzaniem słuchał obietnic wyrzeczonych pod wpływem bojaźni lub zapału.
— Ocal się zawsze jednak; potém zobaczémy.
— Chcę abyś miał większą rękojmię moich obietnic jak proste słowo, rzekł don Pedro. Kaź przyjść Aissie, przed tobą przysięgnę jéj wiarę moją; ty napiszesz moje obietnice, a ja się podpiszę, w miejsce układu uczyniémy wspólne przymierze.
Tak zobowiązując się, don Pedro użył całego swego podejścia, całéj dawnéj mocy. Czuł dobrze, iż robiąc Mothrilowi nadzieje przyszłości, przeszkadzał mu w opuszczeniu zupełném jego sprawy, i że bez téj nadziei Mothril gotów był wydać go nieprzyjaciołom.
Don Pedro był zręcznym wodzem; Mothril wiedział o tém dokładnie, że znał Maurów, i że pogodziwszy się z chrześcijanami, mógł im wyrządzić nieprzewidzianego figla.
Przytém Mothril był jego wspólnikiem przestępstwa i żądzy do chwały, węzłem tajemniczym i nierozerwanym, którego siły zbadać było niepodobna.
Chętnie słuchał don Pedry, i rzekł mu:
— Przyjmuję z wdzięcznością twoje łaski, mój królu, postawię cię w możności uzupełnienia wszystkiego nanowo. Chcesz widziéć Aissę, pokażę ci ją, tylko nie zatrważaj bynajmniéj jéj skromności zbytecz-