całeś mi tu przyprowadzić, bądź zwycięzcą, lub zwyciężonego.
— Ale don Pedro czeka...
— Cóż mnie to obchodzi!
— On tu rządzi, mówię ci.
— Mam sposób wyłączyć się z pod jego władzy, wiész o tém dobrze... Cóż mi obiecałeś?...
— Dotrzymam moich obietnic, tylko pomóż mi Aisso.
— Nie pomogę nikomu oszukiwać.
— Więc dobrze, narażasz moją głowę... jestem bliski śmierci.
Ta groźba odnosiła zawsze swój skutek na Aissie.
Przyzwyczajona do prędkiego wykonywania sprawiedliwości arabskiéj, wiedziała, że za jedném skinieniem pana, upada głowa.
— Cóż mi powie król? co chce ze mną mówić?
— W mojéj obecności.
— To niedosyć, chcę żeby więcéj osób było przy téj rozmowie.
— Obiecuję ci to uczynić.
— Chcę być tego pewną.
— Jak to?
— Ten pokój w którym jesteśmy, wychodzi na pokład zamkowy. Niechaj ludzie twoi i moje kobiéty tam będą; sprowadź moją lektykę, to będę słuchać co mi powie król.
Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/945
Ta strona została przepisana.