Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/946

Ta strona została przepisana.

— Wszystko się stanie jak sobie życzysz, donno Aisso.
— Więc, cóż mi powie don Pedro?
— Będzie ci proponował zaślubiny.
Aissa wzruszyła się gwałtownie.
— Wiém ja o tém, przerwał Mothril, lecz pozwól mil to wyrzec... Pamiętaj, że dziś wieczór odjeżdża...
— Ale ja nic nie odpowiem.
— Przeciwnie, odpowiész mu grzecznie... Widzisz to wojsko hiszpańskie i bretońskie, które otoczyło zamek, chcą oni wziąść nas przemocą i pozabijać, jeżeli znajdą u nas króla. Niech sobie jedzie don Pedro, abyśmy się ocalili.
— Ale Mauléon?
— Nie mógłby nas ocalić żeby don Pedro był tutaj.
Aissa przerwała Mothrilowi.
— Kłamiesz, rzekła, nie połączysz mnie z nim. Gdzie on jest?... co robi?... czy żyje?
W téj chwili, Musaron z rozkazu swego pana, zatknął sztandar dobrze znany Aissie.
Dziewica spostrzegła ten znak ukochany. Zkrzyżowała ręce w zapale i zawołała:
— Widzi mnie! słyszy!... Przebacz mi Mothrilu, niesłusznie posądzałam cię... Idź, powiédz królowi, że idę za tobą.
Mothril zwrócił wzrok na płaszczyznę, dostrzegł sztandar, poznał go, zbladł i wyjąkał: