— Co to za żołnierz? spytał don Fryderyk Fernanda, cofając się o krok.
— To Ramon łucznik, odpowiedział paź, chciałem aby dobrą strażą ubezpieczono spoczynek mojego pana, sam rozstawiłem placówki, bo przyrzekłem czuwać nad tobą, wiesz o tém.
— Kiedy tak, powiedz mu kto jesteśmy, rzekł wielki mistrz, przed tem nie mamy potrzeby ukrywać naszych nazwisk.
Fernand zbliżył się do szyldwachu, i rzekł mu słowo po cichu. Żołnierz wzniósł kuszę, i stając z uszanowaniem, przepuścił przechadzających.
Ale zaledwie uszli pięćdziesiąt kroków, aliści jakaś postać biała i nieruchoma odznaczyła się w ciemności. Wielki Mistrz nie wiedząc co by to być mogło, szedł prosto ku leniu widziadłu.
Była to druga straż odziana opończą, która opuściła swoją włócznię przemawiając po hiszpańsku z przyciskiem piersiowym Arabów:
— Nie wolno.
— A ten tu, zapytał don Fryderyk Fernanda, kto taki?
— Nieznam go, odpowiedział Fernand.
— A więc to nie ty postawiłeś go tutaj?
— Nie, albowiem to jest Maur.
— Pozwól nam przejść, rzekł don Fryderyk po arabsku.
Maur wstrząsł głową i nie przestawał przymierzać.
Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/95
Ta strona została przepisana.