Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/959

Ta strona została przepisana.

czyje usta mówią tak, byleby wymówiły, i ażebyś pan nie popełniając kłamstwa, mógł ten wyraz powtórzyć Mothrilowi.
— Spróbujmy, rzekł Agenor.
I szedł przyklęknąć przy strzemieniu don Henryka, które germek już trzymał w chwili zsiadania.
— Dobre wiadomości jak się zdaje, rzekł król.
— Dobre królu.
— Wynagrodzę cię Mauléonie, żądaj odemnie hrabstwa jeżeli chcesz.
— Proszę o życie Mothrila.
— Żądasz więcéj jak hrabstwa, rzekł król, lecz zgoda.
— Jedź pan prędko, rzekł Musaron do ucha Agenorowi, gdyż Konetabl idzie, a byłoby za późno gdyby to usłyszał.
Agenor pocałował rękę króla, który zsiadłszy zawołał:
— Dzień dobry kochany Konetabla, zdaje się, że mamy zdrajcę?
— Tak królu, rzekł Bertrand, udając, iż nie spostrzegł Agenora rozmawiającego z don Henrykiem.
Młodzieniec pobiegł jak gdyby skarb unosił. Jako parlamentarz, miał prawo wziąść dwóch trębaczy, wybrał téż sobie takowych, kazał im jechać naprzód a za nim nierozłączny Musaron. Nie oparli się aż przy piérwszéj bramie zamkowéj.