do piersi wielkiego mistrza swojego ostrego i szerokiego żelaza włóczni.
— Co to ma znaczyć? czy jestem jeńcem, ja, wielki mistrz, książę? Hola! straże moje do mnie.
Don Fryderyk wydobył złotą piszczałkę z kieszeni, i gwizdrnął.
Ale nim straże, sama nawet placówka hiszpańska, stojąca o pięćdziesiąt kroków za niemi, ukazała się, przybiegł najeżony pies don Fryderyka poznający głos swego pana, i rozumiejąc, iż on potrzebuje pomocy, i jednym poskokiem, poskokiem tygrysa, rzucił się na Maura, i dusił tak strasznie za gardło przez zwoje opończy, że żołnierz padł wydając krzyk trwogi.
Na ten krzyk, Maurowie i Hiszpanie wyszli z namiotów: Hiszpanie trzymając w jednéj ręce pochodnię, w drugiéj miecze, Maurowie, milczący i bez światła przemykali się jak cienie, podobni do zwierząt drapieżnych.
— Tutaj Alan! zawołał wielki mistrz.
Na ten głos, pies z wolna i niechętnie popuścił swoją zdobycz, i z oczyma wlepionemi w Maura, przybiegł do stóp, golowy rzucić się na nowo, gdyby mu znak dano.
W téj chwili, nadszedł Maur.
Wielki mistrz zwrócił się ku niemu, z podwójną powagą jaką z rodu i odwagi otrzymał.
Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/96
Ta strona została przepisana.