Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/962

Ta strona została przepisana.

— Czy już skończyłeś? rzekł Maur.
— Zmieniając niektóre rzeczy z ułożonych warunków.
— Ah! ja nie powątpiewałem, odparł Maur z goryczą, łaskawość chrześcian jest krucha jak szkło, trzeba się miéć na baczności, żeby pijąc z niego, nie stłuc. Przychodzisz powiedzieć nam że wielu żołnierzy... — czy to tam są żołnierze?... — ci, co ociekli z Montiel, i że będziesz zmuszony skazać nas wszystkich na śmierć.
— Przedewszystkiém, Saracenie.... rzekł Agenor draśnięty tym wyrzutem i podejrzeniem, przedewszystkiém powinieneś wiedziéć kto są zbiegi.
— A to jakim sposobem?
— Przelicz twoją załogę.
— Ja tu nie rządzę.
— Więc nie należysz do składu załogi? ciebie wyłączono z układów, rzekł pospiesznie Agenor.
— Jesteś za przebiegły na młodego człowieka.
— Stałem się nim przez zapatrywanie się na Saracenów, lecz odpowiedz.
— Jestem rzeczywistym wodzem, rzekł Mothril obawiając się stracić korzyści z kapitulacji; jeżeli ta była podobną.
— Widzisz że miałem słuszność bydź podstępnym, ponieważ skłamałeś.... Ale tu nie o tém mowa, przyznaj sam że naruszono warunki.
— Tak mówisz, chrześcjaninie.