Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/968

Ta strona została przepisana.

— Siedzi na lawie, z głową opartą na dłoniach, zdaje się bydź strudzony.
Henryk de Transtamare skinął ręką, wszyscy się oddalili.
— Konetablu, rzekł cicho, proszę cię o ostatnią radę. Chcę mu oszczędzić życie, lecz jak mam sobie postąpić? kazać wygnać, lub zamknąć w twierdzy?
— Nie pytaj mnie o radę królu, gdyż nie będę ci umiał jéj udzielić; jesteś mędrszy odemnie, a w przytomności swego brata, Bóg ci da natchnienie.
— Dziękuję ci Konetablu, twoje słowa umocniły mnie w przedsięwzięciu.
Król odchylił zasłonę namiotu i wszedł.
Don Pedro nie zmienił postawy wskazanéj przez Duguesclina, tylko jego smutek nie był więcéj uspokojony, dał to po sobie poznawać poruszeniami; już głuchemi, to znów hałaśliwemi, po wiedzianoby że to początek szaleństwa.
Usłyszawszy don Pedro chód Henryka, wzniósł głowę.
Jak tylko poznał swego zwycięzcę po jego poważnym ruchu i szyszaku złotym, szal opanował go nanowo.
— Przychodzisz, rzekł, śmiesz przychodzić.
Henryk milczał, zachował swoją postawę i spokojność.
Napróżno cię wyzywałem w walce, mówił daléj don Pedro co raz bardziéj unosząc się, ty tylko po-