Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/970

Ta strona została przepisana.

— Ah! mówił don Pedro, brakowało nam cię w ostatniéj bitwie, teraz musi być koniec.
Walczyli z taką zaciekłością, że namiot się zatrząsł, i zachwiał, i że skutkiem hałasu nadbiegli: Konetabl, Bégue, i wielu oficerów, którzy zmuszeni byli wejście porozcinać swojemi mieczami. Dwaj nieprzyjaciele skupieni do siebie jak węże, trzymali się przy samym wchodzie.
Widziano naówczas wewnątrz namiotu męczeńską walkę.
Konetabl zawołał.
Tysiąc żołnierzy przyskoczyło niebawnie blisko namiotu.
Było to w chwili kiedy Mothril dostrzegł z swojego obserwatorjum, i kiedy Mauléon zaczynał widziéć, co się działo po za okopami.
Dwaj przeciwniki potoczyli się wzajemnie wijąc się jeden koło drugiego, i za każdą sposobnością starali się pochwycić broń.
Don Pedro był szczęśliwszy, miał pod swoją przemocą Henryka Transtamare, którego utrzymując, kolanem, wydobył z za pasa małą ostrzę, aby nią ugodzić.
Lecz niebezpieczeństwo powróciło siły Henrykowi, przewrócił wraz swego brata, trzymał go z boku, i obadwa jeden przy drugim, pałali z swoich twarzy pożerczym ogniem zapamiętałej nienawiści.
— Trzeba to zakończyć, zawołał don Pedro, wi-