Przerażająca cichość przejęła wszystkich obecnych.
Don Henryk opuścił swój puginał zakrwawiony.
Widziano naówczas strumień krwisty płynący z pod trupa.
Każdy cofał się przed krwią, z któréj wychodziła jeszcze; para gniewu i zemsty.
Henryk powstał, poszedł usiąść wróg namiotu, zakrył twarz swoją obiema rękami, ho nie mógł znieść dziennego blasku i wzroku obecnych.
Konetabl równie jak i on zasmucony, lecz odważniejszy, podniósł go zwolna, odprawił widzów téj okropnéj sceny, i rzekł:
— Zapewne, lepiéj byłoby, gdybyś tę krew rozlał w potyczce swoim mieczem lub toporem, lecz Bóg dobrze wszystko czyni, a co zrobił już się stało. Pójdź królu, nabierz odwagi.
— On sam chciał umrzéć, ja chciałem mu przebaczyć... Zajmij się, niechaj jego zwłoki nie będą wystawione na dłuższe widowisko... niech przynależno aszczyty....
Królu, nie myśl o tém wcale... zapomnij, zostaw to dla nas.
Henryk po za szeregiem żołnierzy, przestraszonych z przejętych milczeniem, przeszedł do innego namiotu.
Duguesclin kazał przyjść starszemu z Bretończyków:
— Utniesz tę głowę, rzekł wskazując ciało don Pedry, a pan Bégue de Villaines odeśle ją do Toledy, jest to zwyczaj tego kraju, aby przywłaściciele
Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/972
Ta strona została przepisana.