Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/975

Ta strona została przepisana.

thrila o losie don Pedry, bowiem ciemność nocy powinna przeszkodzić ludziom zamkowym widziéć tych co uciekali, przytém Bretończykowie chwytając zdobycz, zachowali jak największą cichość.
Mothril powinien zatém uwierzyć, iż się nic złego nie przytrafiło don Pedrowi.
Obojętnie téż przyjmował wnioski Mauléona, lecz przypatrując się równinie, ujrzał trzy konie błądzące między zarosłą, i poznał w téj liczbie białego jak śniég konia don Pedry. Szlachetne zwierze, które zaprowadziło swego pana na pobojowisko Montielu, miało go unieść jak piorun, zdała od nieprzyjaciół Bretończykowie uradowani posiadaniem jeźdźców, zapomnieli o ich koniach, którzy widząc się wolnymi i przytém zestraszonymi, uciekali przez okopy do obozu.
Błądzili całą resztę nocy, swawoląc i podskakując, lecz na dzień, instynkt, albo może i wierność sprowadziły je blisko zamku, zkąd Mothril ich dostrzegł.
Nie powracali oni na około tą samą drogą, musieli się przeto zatrzymać przed wąwozem będącym pomiędzy niemi i zamkiem.
Po za skałami patrzeli aby tak powiedzieć na Montiel, poczém znów wracali na pastwiska między skały, na mech, i do smolistych madroniosów, których owoc z koloru i woni podobny jest do truskawki.
Skoro Mothril je dostrzegł, zbladł i przekonał się o niepodobieństwie tego co mówił Agenor, wtenczas