postacie, księcia, rycerza, i pazia ginących w ciemności, przybliżył się do będącego na straży.
— Czyś raniony? spytał pocichu.
— Tak, odpowiedział ponuro.
— Ciężko?
— Zęby przeklętego zwierza zagłębiły mu się W szyję w całéj długości.
— Czy cierpisz?
— Wiele, ale będziesz mógł się pomścić?
— Kto się mści, nie cierpi więcéj, rozkaz.
— Rozkażę gdy czas przyjdzie.
I obadwa powrócili do obozu.
Kiedy Mothril, i żołnierz raniony wracali do obozu, don Fryderyk w towarzystwie Agenora zagłębiali się w dalekie pole, gdzie sierra d’Estrella przedstawiała widnokrąg. Kiedy niekiedy, przebiegał to z przodu, to poza niemi, pies z nieomylnym węchem, któremu jeżeliby się dali powodować, przekonałby się zapewne o obecności jakiego szpiega.
Kiedy sądzili, że dosyć byli oddaleni, aby ich głos nie dochodził obozu, don Fryderyk zatrzymał się, oparł rękę na ramieniu rycerza i rzekł:
— Słuchaj Agenor mówiąc z wyrazem, który oznacza że głos wychodzi z głębi serca, nie mów mi więcéj o osobie, której niedawno wymówiłeś imię, jeżeli o niéj mówisz przy obcych zarumieniasz moje czoło, i sprawiasz drżenie mojéj ręki, jeżeli mówić o niéj
Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/98
Ta strona została przepisana.