Mothril szturgał puginałem w bok swego konia, który rżał z boleści.
— Oddaj mi ją! nic ci nie uczynię, rzekł Agenor Maurowi, oddaj mi ją! sam możesz uciekać. O wielki Boże!
Maur odpowiedział coś niezrozumiale z szyderczym uśmiechem.
— Aisso! Aisso! wysuń się z pod jego rąk, Aisso!
Młoda dziewica czyniła usiłowania i wydawała jęki pod silną dłonią, która ją przyduszała.
W końcu Mothril uczul za sobą ognisty oddech konia don Pedry. Agenor mógł pochwycić suknię swojej kochanki, i przyciągnąć do siebie.
— Oddaj mi ją Saracenie albo cię zabiję!
— Ty nikczemny chrześcjaninie, prędzéj ty zginiesz!
Agenor pochwycił za białę suknię i podniósł swój miecz na Mothrilu, lecz ten jednym zamachem puginału wymierzonego ukośnie, odciął mu prawą pięść, która uwięzia w sukni, Agenor wydał krzyk tak przerażający, że Musaron zdala usłyszał go i zawył z wściekłości.
Mothril myślał, iż mógł uciekać, ale to już nie Agenor za nim gonił, był to koń który się rozpędził, przytém wściekłość podwoiła sił młodzieńcowi, jego miecz podniósł się raz jeszcze, i gdyby Mothril nie odskoczył z koniem, byłoby z nim to samo.
Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/989
Ta strona została przepisana.