Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/1008

Ta strona została przepisana.

— Prawda — zawołał Bussy — prawda. O! mój Bożo! ileż czasu darmo straciłem!
— Zapewne chcesz pan pędzić do Meridor?
— Bynajmniej; lecz ciebie posłać. Ja ważne mam tutaj zatrudnienie; ja ztąd oderwać się nie mogę.
— Jakże mogę ja widzieć? czy mam się udać do zamku?
— Nie, idź naprzód w szpaler, być może, że na mnie czekając, będzie się przechadzała; jeżeli zaś nie zastaniesz jej, idź do zamku.
— Cóż jej powiem?
— Żem oszalał.
I uścisnąwszy rękę młodego człowieka, na którego mógł liczyć jak na siebie samego, pobiegł dawniejsze zająć stanowisko.
Katarzyna w nieobecności Bussego chciała odzyskać wszystko co straciła.
— Mój synu — mówiła — zdaje mi się, że matka zawsze zrozumie się z dziecięciem.
— Widzisz jednakże matko — odpowiedział książę Andegaweński — że nie zawsze się tak dzieje.
— Zawsze, ilekroć matka chce.
— Chyba, kiedy synowie chcą — odparł