Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/1010

Ta strona została przepisana.

— O!... pani — mówił książę — i tyś mię opuściła.
— A więc chcesz mojej śmierci?.. — rzekła Katarzyna ponuro. — A więc umrę, jak matka, patrząca na niezgodę dzieci.
Zbyteczna mówić, ze Katarzyna zupełnie nie pragnęła śmierci.
— O! nie mów tego, moja matko, bo mi serce rozdzierasz!... — zawołał Franciszek, zupełnie obojętny w sercu.
Katarzyna zalała się łzami.
Książę wziął ją za rękę i starał się uspokoić, spoglądając niespokojnie w bok alkowy.
— A więc czego żądasz?.. — rzekła — wymień twoje żądania, abyśmy wiedzieli czego się trzymać.
— Ty raczej matko, powiedz czego żądasz?.. słucham cię.
— Żądam, abyś powrócił do Paryża, moje dziecię; żądam, abyś przybył na dwór twojego brata, który cię przyjmie z otwartemi rękami.
— A! rozumiem, to nie on rozwiera dla mnie ręce, ale Bastylia bramy swoje.
— O! nie, nie, na moję duszę, na rany Chrystusa Pana — Katarzyna się przeżegnała — Henryk tak cię przyjmie, jakbyś był królem, a on tylko księciem.