Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/1011

Ta strona została przepisana.

Książę uparcie patrzył na alkowę.
— Zezwól — mówiła Katarzyna — zezwól, mój synu; czy chcesz większych apanażów?... powiedz, czy chcesz przybocznej straży?...
— Henryk dał mi straż honorową, bo nawet ze swoich kochanków złożoną.
— O!... bynajmniej; ty sam sobie straże wybierzesz, możesz mieć dowódzcę, a nawet nim mianować Bussego.
Książę zachwiany ostatnią ofiarą, spojrzał ku alkowie, lękając się, aby nie ujrzał gniewnego oka Bussego i białych jego zgrzytających zębów. Lecz jakież było jego zdziwienie, kiedy ujrzał Bussego śmiejącym się, wesołym i głową zatwierdzającym wszystko.
— Co to znaczy? — zapytał siebie — Bussy chce pokoju, chce zostać dowódzcą mojej straży?...
— Kiedy tak — rzekł głośno — więc mam na wszystko przystać?
— Tak, tak, tak — potwierdził Bussy skinieniem głowy.
— A więc — mówił książę — potrzeba opuścić Anjou i udać się do Paryża?
— Tak, tak, tak — odpowiadał Bussy znakami.
— Zapewne, moje dziecię — mówiła Katarzyna — czy to tak trudno do Paryża powracać?