lancet, urżnął z koszuli hrabiego pasek i obwiązał nim rękę.
— Zobaczymy — rzekł — jeżeli krew popłynie, pani de Monsoreau nie będzie wdową, a jeśli nie popłynie!.. Płynie, na honor... przebacz panie Bussy, muszę wypełnić mój obowiązek.
Po niejakiej chwili oczekiwania, krew trysnęła i chory otworzył oczy.
— A! — mówił niewyraźnie — sądziłem, że było po mnie.
— Nie ze wszystkiem, ale być może...
— Że ujdę śmierci?...
— Dlaczego nie?... zamknijmy naprzód ranę. Czekaj pan i nie ruszaj się. Natura leczy cię wewnątrz, jak ja opatruję z wierzchu. Muszę przyłożyć ci szarpie. A! natura, to wielka lekarka. Pozwól pan obetrzeć usta.
Remy obtarł usta hrabiemu.
— Pierwej — mówił raniony — krwią plułem.
— Teraz krew się zatamowała... Będzie lepiej, lub gorzej...
— Jakto gorzej?
— Dla pana lepiej zapewne; ale ja wiem, co mówię... Panie de Monsoreau, lękam się uleczyć ciebie...
— Dlaczego?
— Tak, ja wiem co mówię.
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/1020
Ta strona została przepisana.