zem zadziwienia, że Bussy mając w niego oczy wlepione, wyczyta! pewien rodzaj radości.
— Nie żyje, Mości książę.
— Nie żyje! Monsoreau nie żyje!
— Alboż wszyscy nie jesteśmy śmiertelni?
— Tak; ale nie wszyscy nagle umieramy.
— A jeżeli kogo zabiją?
— Więc go zabito?
— Zdaje się.
— Kto taki!
— Saint-Luc, z którym się poróżnił.
— A! kochany Saint-Luc!.. — zawołał książę.
— Nie wiedziałem, Mości książę, że go tak lubisz! zrobił uwagę Bussy.
— Jest przychylnym mojemu bratu, a skoro-się z nim mam jednać, przyjaciele jego są mojemu także.
— Bardzo mię cieszy podobne Waszej książęcej mości usposobienie.
— A czy jesteś pewnym?
— Bardzo. Oto list od Saint-Luca, który mi o śmierci donosi; że zaś równie jak książę jestem niedowierzający, posiałem Remyego, aby się o prawdzie dowiedział i zarazem, pocieszył starego barona.
— Monsoreau nie żyje!... — powtarzał książę — sam zginął.
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/1027
Ta strona została przepisana.