— Tak — odpowiedział król — wyobraź sobie pięciu niedało mu rady. Gdybyś ty tam był mój drogi!
— Może nie byłbym szczęśliwszy.
— Daj pokój: pójdę o zakład, że dziesięć dasz mu pchnięć nim on ci da sześć... Musimy się jutro przekonać. Czy strzelasz zawsze mój drogi?
— Tak Najjaśniejszy panie.
— Pytam, czy się ćwiczysz?
— Prawie codziennie, kiedy zdrów jestem. Ale kiedy jestem chory, to dalibóg do niczego.
— Co ja, to lepiej strzelam niż Bussy. Ach! dla Boga, czego mi tak drzesz wąsy?
Fryzyer ukląkł.
— Najjaśniejszy panie — rzekł Saint-Luc — poradź mi lekarstwo jakie na serce.
— Jedz, jedz kochanku — rzekł król.
— Sądzę, że się mylisz Najjaśniejszy panie.
— Bynajmniej — upewniam cię.
— Walezyuszu, masz słuszność — odezwał się Chicot — ja właśnie na serce choruję.
Słychać było poruszenia, szczęk.
Król odwrócił się i ujrzał jak Chicot zawijał zastawioną dla niego wieczerzę.
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/103
Ta strona została przepisana.