drzwi i okna a stary baron ukazał się na progu z kluczami w ręku.
— To dziwna, jak mało żałują pana de Monsoreau — rzekł książę.
— Bussy, uważaj jak ci wszyscy ludzie są weseli?
Młoda kobieta ukazała się także.
— Otóż piękna Dyana — zawołał książę — patrzaj, patrzaj Bussy.
— Widzę ją, Mości książę — odparł młodzieniec — ale — dodał cicho — nie widzę Remyego.
W rzeczy samej, Dyana wychodziła z domu, ale zaraz za nią niesiono pana de Monsoreau podobniejszego raczej do sułtana indyjskiego na palakinie, niż do umarłego na noszach śmiertelnych.
— Co to takiego? — zapytał książę swojego towarzysza, który zbladł jak chusta, a przecież chciał ukryć wzruszenie swoje.
— Niech żyje książę Andegaweński! — zawołał de Monsoreau z trudnością wznosząc rękę do góry.
— Ostrożnie — odezwał się głos za nim — szarpie odpadną.
Był to Remy, który wierny swojemu powołaniu, czynił to zalecenie rannemu.
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/1030
Ta strona została przepisana.