promień słońca przechodzący pomiędzy dwoma chmurami.
Dyana zbliżyła się do księcia, a hrabia brwi zmarszczył.
— Mości książę — rzekła z miłym uśmiechem — mówią, że Wasza książęca mość lubisz kwiaty. Racz obejrzeć te, które ci pokażę, a są może najpiękniejsze w Anjou.
Franciszek z grzecznością podał jej rękę.
— Gdzie zaprowadzisz księcia?... — zapytał Monsoreau niespokojny.
— Do ogrodu.
— Na honor — mówił do siebie Remy — dobrze zrobiłem, żem go nie zabił. Bogu dzięki, on sam się zabije.
Dyana uśmiechnęła się do Bussego znacząco.
— Niech pan de Monsoreau — rzekła do niego — nie wie, że opuszczasz Anjou, ja resztę biorę na siebie.
— Dobrze — odpowiedział Bussy.
I zbliżył się do księcia w chwili, gdy lektyka pana de Monsoreau zwracała około drzewa.
— Mości książę — rzekł ostrożnie, — niech Monsoreau nie wie, że się mamy godzić z królem.
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/1036
Ta strona została przepisana.