Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/1048

Ta strona została przepisana.

— W Paryżu?
— Tak.
— W Luwrze?
— Tak.
Na tę trzykrotną odpowiedź, król powstał drżący i zaczerwieniony od gniewu.
Trudno powiedzieć jakie nim miotało uczucie.
— Przebacz — rzekł do królowej obcierając wąsy i rzucając serwetę — interesy państwa nie należą do kobiet.
— Tak — rzekł Chicot podnosząc głos — to są sprawy państwa.
Królowa chciała odejść, aby męża wolnym zostawić.
— Nie pani, pozostań; pójdę do mojego gabinetu.
— Najjaśniejszy panie — mówiła królowa z czułym wyrazem, którym zawsze raczyła niewdzięcznego małżonka — nie gniewaj się, proszę cię.
— Boże miej go w swojej opiece — odparł Henryk, nie zważając jak Chicot pomuskiwał swoje wąsy.
Henryk wybiegł z pokoju, a za nim Chicot.
A za drzwiami: