— Panie Chicot...
— Panie Henryku!
— Chicot, widzisz moję boleść i żartujesz.
— Na co bolejesz!
— Wszyscy mnie zdradzają.
— Kto wie?... do milion... kto wie?
Henryk ginąc w domysłach zeszedł do swojego gabinetu, gdzie na posłyszaną wieść o powrocie Saint-Luca, zgromadzili się poufalsi, na czele których był Crillon z okiem iskrzącem i najeżonemi wąsami, jak brytan gotujący się do walki.
Saint-Luc stał pomiędzy temi groźnemi twarzami nie ruszając się z miejsca.
Rzecz szczególniejsza! przywiódł swoję żonę i posadził ją na taborecie przy łóżku.
On sam ręką dotykał szpady i wodził wzrok po dziwnie na niego patrzących.
Przez wzgląd dla młodej niewiasty, wielu usunęło się na bok, mimo chęci szturchania łokciami Saint-Luca, a umilkli, mimo chęci wyrzucenia z ust nieprzyjemnych wyrazów.
W tej próżni i w tem milczeniu, poruszał się ex-ulubieniec.
Joanna skromnie odziana płaszczem podróżnym. czekała spuściwszy oczy.
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/1050
Ta strona została przepisana.