Była to cisza zwyczajna pomiędzy przeciwnikami, którzy wielką, sprzeczkę mają załatwić.
Saint-Lnc pierwszy ją przerwał:
— Najjaśniejszy panie — rzekł ze zwyczajną sobie grzecznością i zupełnie nie zmieszany groźbą; mnie to tylko zadziwia, ze w okolicznościach, w jakich się Najjaśniejszy panie znajdujesz, nie raczysz mnie wysłuchać.
— Co mówisz? — zapytał Henryk wznosząc głowę z dumą królewską, co w ważnych okolicznościach zwyczajnem mu było.
— Najjaśniejszy panie — odpowiedział Saint-Luc — wielkie grozi ci niebezpieczeństwo.
— Niebezpieczeństwo! — zawołali dworzanie.
— Tak, panowie, niebezpieczeństwo wielkie, rzeczywiste, niebezpieczeństwo, przeciw któremu król potrzebuje pomocy wszystkich mu wiernych; w takiem niebezpieczeństwie, poważam się ofiarować królowi usługi moje.
— A! widzisz synku — mówił Chicot — miałem słuszność mówiąc: kto wie?
Henryk III-ci, nic naprzód nie odpowiedział, spojrzał po zgromadzeniu i dostrzegł zawiść, która nie jedno poruszała serce.
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/1052
Ta strona została przepisana.