Po tych wyrazach, kobiecy głos dał się słyszeć.
— Najjaśniejszy panie — mówił ten głos — to ze smutku po utracie łaski Waszej królewskiej mości.
Chociaż ten głos był łagodny i pełen uszanowania, Henryk się wzdrygnął.
Tego głosu Henryk nie lubił, równie jak Auguet nie znosił grzmotów.
— Pani de Saint-Luc!.. — mruknął.
— A!... prawda, zapomniałem.
Joanna padła na kolana.
— Podnieś się pani — rzekł król — lubię już to wszystko, cokolwiek się Saint-Luc nazywa.
Joanna pochwyciła rękę króla i do ust zaniosła.
Henryk cofnął ją.
— Dalej, dalej — zawołał Chicot — nawróć Jego królewską mość, bo dosyć jesteś ładna.
Henryk tyłem odwrócił się do Joanny i objąwszy Saint-Luca za szyję, przeszedł z nim do dalszych apartamentów.
— A! Saint-Luc — rzekł król — zgoda między nami.
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/1055
Ta strona została przepisana.