W rzeczy samej, wspomnienie przygód często się w jego duszy odzywa.
Gorenflot z początku troszczy się o życie, po za klasztorem mnóstwo wynalazł przyjemności.
Wśród spokojności, często go coś w serce ukole.
Wolność i uczty z Chicotem zasmakowały mu i lubi trefnisia, może dlatego, że go tenże bijał niekiedy.
— Niestety!... — mówił bojaźliwie pewnego razu jeden mnich do przeora — myślę, że pobyt w klasztorze nudzi naszego szanownego ojca.
— Nie ze wszystkiem — odpowiedział Gorenflot — ale czuje, że jestem stworzony do walki.
Przy tych wyrazach, oczy Gorenflota zapalają się; myśli o omletach Chicota, o winie Klaudyusza Bonhommet i traktyerni pod „Rogiem obfitości”.
Od wieczora Ligi, jeszcze mu nie pozwolono wyjść z klasztoru; od chwili, jak król ogłosił się naczelnikiem Ligi, wielce podwojono ostrożność.
Gorenflot jest tak skromny, że nie chce użyć swojego znaczenia, aby mu otworzono furtę.
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/1062
Ta strona została przepisana.