Bussy spodziewał się, że Remy wyjdzie i że Dyana ukaże się w oknie.
Odziany płaszczem wyszedł i stanął na czatach.
Czekał aż do dziewiątej.
O tej godzinie laufer wyjechał.
W pięć minut potem, ośmiu ludzi weszło do zajazdu.
— Pojadą w nocy!... — rzekł Bussy do siebie. Wyborną myśl ma pan de Monsoreau.
W rzeczy samej, domysł ten wszystko stwierdzało; noc była piękna, niebo gwiazd pełne a lekki wietrzyk powietrze odświeżał.
Lektyka wyszła pierwsza.
Za nią wyjechała konno Dyana, a za nią Remy i Gertruda.
Dyana uważnie spojrzała dokoła, lecz właśnie w tej chwili hrabia ją przywołał, więc zbliżyła się do lektyki.
Czterech ludzi zapaliło pochodnie i szło po bokach drogi.
— Gdybym ja sam zarządzał podróżą — mówił Bussy do siebie — lepiejbym nie urządził.
Powrócił do zajazdu, osiodłał konia i pośpieszył za orszakiem.
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/1070
Ta strona została przepisana.