Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/1076

Ta strona została przepisana.

— Nie chcę gwałtu, droga Dyano — rzekł Bussy. Rozkaż, a wszystko wykonam.
— Słuchaj — mówiła Dyana wznosząc rękę — nasze przeznaczenie jest tam! bądźmy silniejsi od szatana, który nas prześladuje; nie lękaj się i wierzaj mi, że umiem kochać.
— Trzeba nam się rozłączyć! o! Boże!... — mówił Bussy.
— Hrabino, hrabino!... — krzyknął głos — odezwij się, albo wyskoczę z tej przeklętej lektyki.
— Bądź zdrów; on gotów uczynić co mówi i zabić się.
— Ty go żałujesz?
— Zazdrośniku!... — odrzekła Dyana z czarującym uśmiechem.
Bussy puścił ją.
Dwoma skokami konia, Dyana była przy lektyce i znalazła hrabiego na wpół omdlałym.
— Stój! stój! wołał.
— Oszalał! nie stawać — mówił Remy — kiedy chce się zabić, niech się zabija.
Lektyka szła dalej.
— Czego pan krzyczy?... — mówiła Gertruda — pani hrabina jest tutaj. Pójdź pani i odezwij się, widać dostał obłąkania.