Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/1083

Ta strona została przepisana.

go twojego braciszka, księcia Andegaweńskiego, wspólnika Gwizyuszów, to wiem co czynić wypada.
— Lubię tę przemowę — rzekł Henryk III-ci.
— Skoro tak, to będę mówił.
— Mów!..
— Jeżeli wysyła posła, na cóż mają ryczeć twoi przyjciele, nie ryczeć, ale beczeć...
— Beczeć?
— Rozumiesz, mówiłbym ryczeć, gdyby byli lwami... mówię beczeć, bo prawdę mówiąc mój Henryku, to pusty śmiech bierze patrzeć na brodatych drabów, podobnych do małp twojej menażeryi, jak się bawią w straszydła i chcą ludzi trwożyć, wołając hu! hu. — Jeżeli książę Andegaweński nie przysyła nikogo, to zapewne tylko z ich przyczyny, bo oni mają się za coś bardzo wielkiego.
— Chicot, zapominasz, że ci o których mówisz, są moimi przyjaciółmi.
— Mój królu, rzekł Chicot, czy chcesz, abym tysiąc talarów zarobił?
— Mów!..
— Załóż się ze mną, że ci ludzie w każdem zdarzeniu będą ci wierni; ja zaś założę się o duszę i ciało, że nie wytrwają od rana do wieczora.