— A więc, jak widzisz, mój przyjacielu, tylko na pół zrobiłeś mi przysługę.
Saint-Luc spojrzał na niego z zadziwieniem.
— Prawda — rzekł — czy chcesz, abym dokończył? trudno to prawda; ale dla ciebie mój Bussy, wiele gotów jestem uczynić, osobliwie jeżeli Monsoreau krzywem okiem będzie na mnie patrzył.
— Nie, mój drogi, dajmy mu pokój a jeżeli chcesz mię zobowiązać, na kogo innego przenieś tę przysługę.
— Powiedz, słucham cię.
— Czy dobrze jesteś z panami ulubieńcami?
— Na honor, jak pies z kotem; dopóki nas wszystkich słońce oświeca, nic nie mówimy; gdyby jeden zasłonił światło drugiemu, natychmiast ukazałyby się pazury i zęby.
— To co mówisz, cieszy mnie.
— Tem lepiej.
— Przypuśćmy że światło zaćmione.
— Niech będzie.
— Zatem ty pokażesz twoje białe zęby i wyciągniesz twoje straszne pazury.
— Rozumiem cię.
Bussy uśmiechnął się.
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/1104
Ta strona została przepisana.