— Przybliż się do pana Quelusa — rzekł.
— Aha! aha!... — odpowiedział Saint-Luc.
— Pojmujesz?
— Pojmuję.
— Doskonale. Zapytaj go więc, kiedy chce abym mu gardło poderżnął, albo on mnie nawzajem.
— Zapytam go.
— Oto nie po winien się gniewać.
— Pójdę, chociażby zaraz, jeśli chcesz tego.
— Zaczekaj. Idąc do pana Quelusa wstąp do pana Schomberga i takie same zadaj mu pytanie.
— Wybornie! tylko trochę za wiele...
Bussy giestem dał do zrozumienia, że nie słucha tłomaczeń.
— Niech będzie, stanie się twojej woli zadosyć.
— Kiedy tak, mój drogi Saint-Luc — odparł Bussy — skoro cię tyle uprzejmym znajduję, udaj się do Luwru, do pana Maugiron i zobowiąż do połączenia się z kolegami.
— Ha! ha!... — rzekł Saint-Luc — zatem już trzech; czy pomyślałeś o tem Bussy?
— Bynamniej.
— Jakto bynajmniej?
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/1105
Ta strona została przepisana.