na jest godną podziwu, ja nie byłabym wstanie tego uczynić.
— Bardzo dziękuję — odpowiedział Saint-Luc, nisko się kłaniając, co rozśmieszyło Joannę.
Bussy wahał się.
— Namyśl się — mówiła Joanna; a jeszcześ nie upadł na kolana i nie uderzył się w piersi?
— Masz słuszność — odpowiedział Bessy, jestem człowiekiem ułomnym, niższym od pospolitej kobiety.
— Przynajmniej, że się przekonałeś.
— Co mi pani rozkażesz?
— Idź natychmiast oddać wizytę.
— Panu de Monsoreau?
— A o kimże mowa?... o Dyanie.
— Ale oni zawsze są razem.
— A kiedy pan bywałeś u pani Barbezieux, czy nie siedziała przy niej ta gruba masa, która cię co chwila kąsała.
Bussy zaczął się śmiać, Saint-Luc go naśladował, a Joanna poszła za ich przykładem; było to trio wesołości które ciekawych zwabiło.
— Pani — rzekł nakoniec Bussy, idę do pana de Monsoreau. Żegnam cię.
Rozeszli się.
Bussy prosił Saint-Luca, aby nie mówił o wyzwaniu.
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/1118
Ta strona została przepisana.