Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/1126

Ta strona została przepisana.

— A któżby nie znal pałacu wielkiego łowczego Francyi, osobliwie kto mieszkał przy ulicy Beautrellis?
Monsoreau z przyzwyczajenia zaczął podejrzewać.
— Tak, tak — mówił — pójdę tam i będzie mi dobrze. Tam nie można więcej przyjmować nad cztery osoby. Jest to warownia, z której okien o trzysta kroków można widzieć kto do nas przybywa.
— Tak, że.. — mówił Remy.
— Że można uniknąć odwiedzin, osobliwie będąc zdrowym.
Bussy przygryzł usta i zadrżał, aby i na niego nie przyszła ta kolej.
Dyana westchnęła.
Przypomniała sobie albowiem ranionego Bussego, na jej spoczywającego łóżku.
Remy namyślił się i pierwszy przemówił.
— Pan nie możesz tego zrobić.
— Dlaczego, panie lekarzu?
— Ponieważ wielki łowczy Francyi powinien przyjmować gości, trzymać służbę i ekwipaże. Może on mieć pałac dla psów, ale nie wolno mu mieć chałupy dla siebie.
Monsoreau pomruknął tonem, który znaczy:
— To prawda.