Czatujący Monsoreau zauważył, że pierwszo jego spojrzenia padło na Dyanę.
Wkrótce niewyczerpana grzeczność księcia objaśniła go lepiej; przyniósł on Dyanie jeden z owych rzadkich klejnotów, których znakomici artyści wyrabiają trzy, albo cztery przez całe swoje życie, któremi uświetniają swoją epokę, a których pomimo powolnej roboty, dziś więcej, niż było kiedykolwiek.
Był to piękny sztylet ze złotą rękojeścią rzeźbioną — w rękojeści był flakon; na głowni były wyrobione łowy: psy, konie, strzelcy, jelenie, drzewa, niebo, a wszystko w cudownej harmonii.
— Zobaczmy to — mówił Monsoreau, lękając się, aby nie było jakiego ukrytego biletu w rękojeści.
Książę sam zadosyć uczynił jego obawie, rozdzielając sztylet.
— Tobie — rzecze — jako strzelcowi głownia, hrabinie rękojeść. Jak się masz, Bussy. Ty widzę teraz z hrabią w przyjaźni?
Dyana zarumieniła się.
Bussy umiał nad sobą panować.
— Mości książę zapominasz — odrzekł Bussy, że sam dzisiaj rano kazałeś mi się dowiedzieć o zdrowiu hrabiego. Wykonałem, jak zwykle, rozkazy Waszej Książęcej Mości.
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/1128
Ta strona została przepisana.