kły orszak księcia, z których każdy miał dwóch lokajów i trzy konie.
Książę doskonale znał dom i bramę, Bussemu także nie były one obcemi.
Obadwaj zatrzymali się tedy przed bramą, obadwaj weszli na schody, a ztamtąd książę udał się do apartamentów.
Ztąd wynikło, że książę, jako uprzywilejowany, widział pana de Monsoreau, który go przyjął leżąc w wielkie m krześle, Bussy zaś dostał się w objęcia Dyany.
Gertruda stała na czatach.
Monsoreau zazwyczaj blady, gdy zobaczył księcia, z zieleniał.
— Mości książę — rzekł drżąc ze złości — Mości książę w tak biednym domku, to dla mnie za wiele zaszczytu.
Było to widoczną ironią, bo hrabia nie starał się kryć uczuć swoich.
Książę zdał się na to nie zważać, bo zbliżywszy się do przychodzącego do zdrowia — rzekł:
— Gdziekolwiek znajduje się mój przyjaciel, wszędzie dowiaduję się o jego zdrowiu.
— Wasza książęca mość mówiłeś o przyjacielu.
— Tak jest, hrabio, jakże się miewasz?
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/1135
Ta strona została przepisana.