— To bardzo nieroztropnie ze strony Waszej książęcej mości, w nocy narażać się...
— Kto ci powiedział, że się narażałem?
— A kurz na sukniach co mówi?
— Panie de Monsoreau — rzekł książę głosem, którego łatwo było odgadnąć znaczenie — innym baw się rzemiosłem, a nie wielkiego łowczego.
— Rzemiosłem szpiega?... prawda książę?... każdy dzisiaj miesza się w nie swoje rzeczy i ja idę za przykładem innych.
— Cóż masz za korzyść z twojego rzemiosła?...
— Wiem, co się dzieje.
— To bardzo ciekawe — odrzekł książę, zbliżając się do dzwonka, aby mógł przywołać ludzi.
— Bardzo ciekawe... — odrzekł Monsoreau.
— Zatem mów, co miałeś powiedzieć.
— Po to przyszedłem.
— Pozwolisz, że usiądę?
— Tylko bez ironii, Mości książę, dla wiernego sługi twojego, który przyszedł zrobić ci przysługę... Jeśli usiadłem, Mości książę, to dlatego, że ustać nie mogłem.
— Przysługi! — powtórzył książę.
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/1152
Ta strona została przepisana.